29 listopada 2011

Dylematy...

       Jakiś czas temu pisałam, że mamy śmiałe plany zamiany... domu na dom:) Ponieważ obecny jest dla nas za duży, to coraz śmielej twierdzimy ( ja bardziej twierdze), że lepiej byłoby mniejsze coś postawić. Rozglądam się to tu to tam , żeby zaciągnąć języka, ale Wam powiem, że można zawrotu głowy dostać:) Nic to jednak dla mnie, ja według prawa przyciągania twierdze, że wszystko za dnia i nocy mi sprzyja ;):) Jak to moja mam mawia " do odważnych świat należy" więc czemu by nie spróbować. Co z tego wyjdzie??? Same dobre rzeczy ;);) 
A tak poza tym to co się z tym wiąże to ....fundusze, sprzedaż starego domu, fundusze, przeprowadzka w inne miejsce,fundusze,  biurokracja i "współpraca " z wykonawcami...yyyyy fundusze :) Hmmm A może ja już oszalałam ??:):) Ale tak mnie kurde kusi.... Czy wytrzymam z dwa lata w rodzicielskim domostwie??? Myślicie, że warto?? Czy któraś z Was coś takiego wymyśliła?? Czy dobrze mieszkać obok rodziców( 100 m od) ???... Na te i na inne pytania odpowie specjalista :) ale gdzie on do jasnej anielki  jest??:) A swoją drogą czy nie można byłoby  przy narodzinach dostać takiej kuli zgaduli,  która odpowiadalaby nam na wsystkie pytania...:) Chociaż, czy wtedy nie byłoby nudno?? A może będzie tak, że niedługo napisze post pod tytułem " Prace budowlane - Dzień 1" a nie długo potem " Prace budowlane - Koniec i przeprowadzka do nowego domu:).Ha ha :) Zobaczymy. W każdym razie co do budowy, zielona nie jestem więc wiem trochę na co ewentualnie się pisze ja i moja familia.
Nie powiem też, że nie czuje  strachu przed zmianami, ale znowu czymże byłoby życie bez zmian?? Tak naprawdę przecież nigdy nie wiadomo co kryje sie za jednymi z wielu zamkniętych drzwi, ale na któreś zdecydować się trzeba.
Konkludując, decyzja jeszcze definitywnie nie podjęta :) Jakby co to informować będę Was na pewno:)


Kanapa mi się strasznie podoba, kolor może bym tylko zmieniła :) 



Zdj. Cztery kąty, M jak mieszkanie, Mój Piękny Dom.


Ps. Pierwszy raz w życiu zrobiłam pierniczki :) Co prawda wyglądem odbiegały od pierniczków wielu blogowych dziewczyn, które są mistrzyniami w pieczeniem ale i tak jestem dumna :) Następnie rzuciłam się na coś ambitniejszego, czyli na tzw. " Szybki piernik", który faktycznie szybko mi poszedł, ale.... wchodził znacznie wolniej :) Jakiś taki " mokry" wyszedł....I się teraz mocno zastanawiam, czy to moja wina czy wina przepisu dziadowskiego, a może tak właśnie powinno być??? Piekłam nawet dłużej niż prosił przepis. Pewnie nigdy się nie dowiemy jak to z tym jest... chociaż teraz stwierdziłam, że nadawałoby się to ciasto nieszczęsne na keksa... takowe też chyba jest " wilgotne??" :D:D I naprawdę nie wiem czy moim przeznaczeniem jest pieczenie czegokolwiek, ale jak na razie się nie poddam. W imię radości mojej córki :) Hmmm u mnie w domu chyba nie lubi się za bardzo pierników :) 
Pozdrawiam serdecznie :)


A na koniec oczywiście zapodam coś do posłuchania :






24 listopada 2011

Jak postrzegasz siebie, tak postrzegają Cie inni !

        Ktoś kiedyś powiedział mi, że to w jaki sposób postrzegamy siebie, sprawia że inni też tak nas  postrzegają. Teraz wiem, że miał racje. Widać jak ludzie reagują na daną osobę.  A ja doświadczyłam tego na  własnym przykładzie. Kiedyś zgorzkniała, rozżalona, obwiniająca wszystkich o wszystko sprawiałam, że ludzie się ode mnie odwracali, a ja zachodziłam w głowę dlaczego?? Przecież się staram, myślałam.... Ale im bardziej się starałam tym gorzej to wszystko wychodziło. I w zasadzie to wyglądało tak, że im bardziej się szarpałam tym bardziej na szyi zaciskała mi się pętla. W roli pętli - praca, ludzie obok, rodzina itd. Zamiast być mi dobrze, traciłam powoli oddech. 
Obecnie kiedy jestem na etapie zmian, widzę też jak moje dobre nastawienie przyciąga ludzi, którzy są życzliwi, a ja nie próbuje ich na siłe uszczęśliwiać, po prostu jestem... Co prawda odzywają się we mnie jakieś dawne nawyki, i mam zapędy do dziwnych zachowań....:) ale radzę sobie i jednocześnie się zastanawiam  jak mogłam usilnie dostrzegać innych a o sobie zupełnie zapomnieć... W pewnym momencie byłam jak zapomniana, porośnięta chaszczami, zdewastowana świątynia.... :):) ale napisałam hehe. Choć trochę prawdy w tym, że człowiek, jego wnętrze to swoistego rodzaju świątynia, którą trzeba czcić z szacunkiem i pielęgnować. No a ja bidulka się zapuściłam troszkę  aleee to już na szczęście  przeszłość:).  
Właśnie na FB przeczytałam wstawiony przez mojego znajomego, demotywator o treści " O przeszłości trzeba zapomnieć nie dlatego, że była zła, lecz dlatego, że jest martwa". Zgadzam się z tym, szkoda tylko, że człowiek czasem zbytnio rozpamiętuje i podsyca te wszystkie złe rzeczy z przeszłości, zbyt długo w niej tkwi co skutecznie utrudnia funkcjonowanie w dniu codziennym. Powiecie może, że trudno tak zapomnieć i iść dalej, że łatwo mi pisać. Zgodzę się, nie jest łatwo, lecz  znowu o ile łatwiejsze byłoby życie i codzienna egzystencja, gdyby tą przeszłość po prostu zostawić za sobą??. Oczywiście nie można pominąć faktu, że owa przeszłość jaka  by nie była w jakiś sposób uczy, ale najlepiej wyciągać wnioski i jak najszybciej zostawić ją za sobą.  Mi osobiście walka z pewnymi sprawami z przeszłości zajęła ponad rok!!!!!! Zbyt długo siebie krzywdziłam, zbyt wiele straciłam,  wiele się nauczyłam, ale cena była wysoka, teraz to wiem :) 
Myślę, żeby jakoś sobie z tym radzic trzeba najpierw nauczyć się panować nad sobą, nad swoimi emocjami.
Jeśli chodzi o mnie to ja wyciągnęłam wnioski i zaczęłam od tego, że jeśli mnie coś wkurzy to staram się z miejsca ucinać złym emocją łby:):)Ale i tego się trzeba uczyć, bo to jak jazda na rowerze albo rolkach, i  zanim opanuje się tą umiejętność to  ile razy człowiek  orła wywinie???, tego się nie zliczy:):) Wiecie, że ponoć emocja  trwa od 0,5 do 3 sekund!? Później to my decydujemy o tym ile jeszcze przeżyje i zazwyczaj  reanimujemy zołzę , a ona zamiast wdzięczna być to wysysa ostatnie resztki spokoju, cierpliwości i opanowania :):) Coś mi się wydaje, że to kolejny jakiś nałóg. Oczywiście pewnie zależy tez to od podatności na stres, uwarunkowań, okoliczności,  ale uwierzcie ja byłam mistrzynią w te klocki. W 3 sekundy można było mnie drobną głupotką z równowagi wyprowadzić. Teraz obrałam inną technikę i najpierw staram się  panować nad sobą, zastanowić się i tłumaczyć sobie  :)... no bo skoro po raz kolejny złotowłosa obkleja klejem szafki i przykleja gazetki z Tesco, w nadziei, że obejrzy je św. Mikołaj i będzie wiedział co chce,  no to co??? Kiedyś bym się darła, i pytała bez końca po co to zrobiła? klneła pod nosem, że bedę musiała skrobać to wszystko itd. A teraz nie.... otóż teraz to ja  tłumacze, biorę ścierkę i z dzieciątkiem mym zmywamy to arcydzieło, co nawet jest świetną zabawą :) Skłamałabym że w międzyczasie zgrzytu zębów nie słychać, bo słychać ale prawdziwą sztuką jest panować nad sobą:) Rzecz się ma podobnie z arcydziełami rysowanymi wprawną ręką na ścianach kredkami świecowymi....:):)
 No i w taki sposób zamiast łez i frustracji mam piękne podsumowanie, w postaci zapewnienia, że  jestem doskonałą mamą i gorący uścisk z wielkim buziakiem ( oczywiście z tą doskonałością to bym polemizowała, ale na razie nie będę dziecka uświadamiać co by się nie przeraziło :):) pikantne szczegóły zostawię na pełnoletność:) 

    Apropo Mikołaja, dziś dotarło do mnie, że za miesiąc Wigilia!!!!!!Im człowiek starszy ymo czas szybciej leci?? Jak to jest?? Przecież niedawno jeszcze były wakacje... Chyba lepiej się nad tym nie zastanawiać tylko żyć i się cieszyć:) A zresztą ponoć wg fizyków kwantowych, czasu nie ma czy jakoś tak ... nie pytajcie mnie jak to jest,  bo ja też nie wiem :) Muszę jakiś przepis na pierniki zdobyć, gdzieś na którymś blogu widziałam takie piękne, misternie wykonane, błyszczące.Szkopuł w tym, że nie wiem gdzie to było no i druga sprawa....ja nigdy wcześniej takich rzeczy nie praktykowałam.... czy mi to w ogóle wyjdzie?? Musi wyjść, bo  Wiki zażyczyła sobie ciastka i mleko dla Mikołaja, i koniec, bo świnka Peppa też tak zrobiła...yyyyy. Kto ogląda to wie :) 
Macie już listę prezentów do   Świętego Mikołaja??:) 


Niedługo  Andrzejki :):) lanie wosku itd .... dawno nie wróżyłam, ale chyba mężatkom już nie wolno hryhryhryhry :):):) Apropo  przypomniała mi się właśnie rozmowa z moją Asią (na marginesie kosmetyczka,  dziewczyna cud miód malina, mówię Wam :)  przy czym nie było w niej na początku w ogóle mowy o Andrzejkach;
Ja  [...] -  a właśnie!! masz może w domu wosk??? 
Asia - jaasne!! jak będziesz u mnie to możemy lać wosk,  nie ma problemu 
Ja (chwila milczenia ) - hmmmm........ ale taki pod pachy????? yyyyyy masz???
Śmiejemy się z tego z dobre trzy dni :):) się zgadałyyyyśmy to niech nas drzwi :)


W mojej skarbnicy znalazłam fajną piosenkę całkiem pozytywna :)miłego słuchania.  Pozdrawiam 




                                                             
 




23 listopada 2011

Poranne przemyślenia, i ostatnia na szarym końcu :)

           Z racji tego, że K. śpi, Wiki w przedszkolu, to dorwałam się do komputera, no bo jak tu się powstrzymać:) To jednak nałóg:) I oczywiście nie mogłam się oprzeć i wlazłam na blogi moje ulubione i  myślę sobie.... cholera!! dziewczyny powoli zaczynają święta. tu lampiony, tam cynamon, a to czerwień... a Ty co?? Mało tego mała Lenka  :) na maszynie popyla aż miło, a Ty co???
No to ja Wam powiem moje drogie szczerze, że ja  jestem strasznie  daaaleko w tyle,  i chyba zawsze kurde byłam. Żadnych ciast, ciasteczek, jarzębiny:), przygotowań, z dekoracji jedynie choinka, a ogólnie to nawet słoika nie włożyłam, nie dziergam na szydełku, nie szyje (a zapał miałam) nie robię nalewek. Nigdy tego nie robiłam. Ale korci mnie naprawdę tylko nie wiem jak do tego się zabrać. Tyle czasu siedziałam w domu i nic nie zrobiłam...
Zaraz, zaraz a  może do tego trzeba dojrzeć w jakis sposób??? Poczuć to. A może  z domu się to wynosi???  Zresztą każdy szuka przez całe życie zajęcia, które przyjemność sprawiać mu będzie... może i ja szukałam? ciągle szukam?. W tym temacie nie będę dla siebie zbyt surowa, mam czas:)
Swoją drogą wielkie pokłony szczególnie dla Elisse z Utkane z marzeń... to jest dopiero tornado:):)To kobieta jakich wiele w blogowym świcie, ktora zawsze potrafi się zorganizować, ma takie umiejętności pogodzenia wszystkiego i stawiania czoła wszelkim przeciwnością :)zastanawiam się jak ona to robi :)  Zawsze czekam na nowego posta i zastanawiam się co tym razem. Pozdrawiam gorąco Elisee:):) No albo Pani Jagoda z Chata Magoda...ech podziwiam naprawdę i chylę czoła :) 
Mi jeszcze niedawno wydawało  się, że niczym się nie interesuje... zapomniałam jednak, że wiele jest takich rzeczy na których lubie skupić uwagę.:) 
Jeśli chodzi o szydelkowanie to mogłaby mnie podszkolić teściówka, ale to chyba tylko  drobne rzeczy, z racji mojej cierpliwości, albo jej braku :):) Powiem wam, że teściowa to kiedyś ponoć na szydełku zrobiła FIRANY :O:O!!!! uwierzycie? One też ciasta, słoiki, nalewki itd robi w hurtowych ilościach. W sumie mam się od kogo uczyć, ale najpierw muszę poczuć zapał :) 
Jak na razie to się zastanawiam czy nie zamienić domu na dom... Z różnych względów myślimy o kolejnej budowie, ale ciągle sie zastanawiamy. Teraz byłby na pewno mniejszy i przytulniejszy i zrobiony pod nas... Czy to wypali? :) Jasne, że tak, mimo przeciwności $$$ to na pewno tak :):)na samą myśl się ciesze.... :)  Grunt to myśleć pozytywnie... yyyyy chyba się powtarzam już... a co tam :) Lepsze to niż biadolenie;) :):):):)


A tu coś spokojnego i pozytywnego :)Posłuchajcie :)  Pozdrawiam Was serdecznie, szczególnie Stule  :):):) 



22 listopada 2011

Awaria!

  Miałam takie ambitne plany powstawiać kilka fajnych zdjęć, no ale mój komputer miał chwilę słabości i się posypał. A dziś jestem tu trochę dzięki uprzejmości męża mojego:):) Istnienie moich obrobionych zdjęć jak na razie stoi pod znakiem zapytania....:) ale to o nic, będzie dobrze, to tylko zdjęcia, :) 
Owa awaria, ma  też dobre strony, bo tak szczerze to internet wciąga i to bardzo:) Jeszcze kilka dni bez osobistego okna na świat  i będę mogła obejść się zupełnie bez.... a może nie?:)
       Nadal trwam w jakimś dziwnym stanie,  jakiego dotąd nie doznałam:). To jest jakieś takie głębokie i odmienne od tego wszystkiego co było wcześniej. 

Pracuje nad sobą, i widzę olbrzymie postępy :)( nie tylko ja) Staram się cieszyć z małych rzeczy, i choć na początku wydało się to śmieszne, absurdalne i... trudne to teraz przychodzi mi to z większą łatwością. No ale jak mogło być inaczej skoro przez większość życia nic mi nie pasowało, dążyłam do czegoś i nie wiadomo do końca do czego, szukałam ideałów, nie znałam siebie, a długi czas nawet nie lubiłam siebie. Nie wiem jak mogłam, bo przecież jestem taka fajna;) Każdy jest na swój sposób :) Zapewniam też, że nic nie biorę:)
Wiem też jedno, samo myślenie dużo zmienia, a narzekanie to straszny  nawyk, z którego naprawdę trudno się uwolnić!!! 
Zawsze uważałam, że słowa typu " wiara czyni cuda" i " marzenia się spełniają" to wierutna bzdura. Zupełnie do mnie nie przemawiały. I niby jak miało mi się cokolwiek spełnić skoro  wierzyłam jedynie w to, że do niczego się nie nadaje, że nie mam tego czy tamtego, że wszystko jest do d****??? 
Teraz coś się zmieniło... zaczynam inaczej postrzegać wiele rzeczy i dostrzegam to czego wcześniej nie widziałam. Człowiek ślepo dąży do posiadania do materializmu, wpada w rytm dnia codziennego i nie zastanawia się w ogóle nad sobą, nad życiem. Zaczyna się gubić w tym wszystkim, brakuje czasu, pieniędzy, przyjaciele odchodzą i Ci fałszywi i prawdziwi,  a w konsekwencji następuje uczucie rozgoryczenia, żalu  zagubienia, niespełnienia itd . Wtedy często siada wyczerpany i pogrąża się w narzekaniach, a nie daj Bóg spotka kogoś kto też narzeka... wtedy to już koniec, ale do czego to prowadzi??? 
Niedawno uświadomiłam sobie to, że już dawno temu  mój były znajomy próbował mi  uświadomić, że marzenia się spełniają. Zrozumiałam to dużo, dużo później. Otóż on zawsze powtarzał " Słuchaj marzenia naprawdę się spełniają!", na co ja zawsze odpowiadałam "jasne, to dlaczego moje się nie spełniają, dlaczego jestem nieszczęśliwa?? Wiecie co odpowiedział?? Coś czego naprawdę wtedy zupełnie  nie zrozumiałam. Powiedział " Musisz sobie wyobrazić, że to czego pragniesz już masz[...] Bo widzisz, ja tak mam, że jak chce czegoś to czuje to tak jakbym miał to u boku". I faktycznie wiele dużych marzeń mu się spełniło....On zawsze wierzył mimo wszystko, do tego stopnia, że kiedy licytowali jego dom rodzinny, on w dzień licytacji naprawiał dach. Sąsiedzi pukali się w czoło, myśląc " wariat, naprawia cudze". Niedługo potem odkupił dom i zdobył wiele rzeczy o których marzył. 
Teraz już wiem co miał na myśli, i choć jak wcześniej pisałam,przestawić się na takie myślenie nie jest łatwe, to twierdzę, że właśnie to przynosi to czego pragniemy. Odpowiednie podejście, nastawienie, myśli itd.
Przecież prawo przyciągania mówi, że wszystko co stale przechowujesz w myślach przychodzi do Ciebie, bez względu na to czy to jest złe czy dobre. Tak więc kontrolujmy swoje myśli :):) bo tak jak człowiek myśli w swoim sercu - tym jest "

Życzę spokojnej nocy :)

17 listopada 2011

Koniec świata..

     Dziś miałam poważną rozmowę z dobrą koleżanką, dotyczącą zbliżającego się grudnia 2012 r. i wizji końca świata. A co najlepsze, że mówiła do mnie w tak przekonujący sposób co sprawiło, że i ja się trochę przestraszyłam....
Ja nie powiem, że to zupełna fikcja czy  prawda, wiem jedno w każdej takiej historii jest ziarenko prawdy i ziarenko kłamstwa. 
Są jednak ludzie, którzy obsesyjnie wierzą, że rok 2012 przyniesie nam "koniec świata", że ziemia się przemagnesuje, zmieni kierunek, że dotrze promieniowanie  itd . Ta obsesja jest na tyle silna, że już robią zapasy na "ten" dzień.!!! Wydają też instrukcje aby np. zakupić makarony, wodę mineralną, butle z gazem itd. dodając jeszcze, że jeśli dobrze się zabezpieczymy to przeżyjemy. Taką obsesje ma dobry znajomy mojej znajomej... i żeby tego było mało, codziennie mówi o tym i straszy wszystkich. A jeśli ma racje ...??hmmmm
I z tego co się mniej więcej orientuje są to w większości teorie opierające się na badaniach pola magnetycznego Ziemi i  obliczeniach Majów, którzy zakończyli swój kalendarz na właśnie 2012 r....gdyby się tak zastanowić i poczytać, to daje do myślenia. Mój małżon twierdzi logicznie..., że pewnie dlatego skończyli, bo już im się nie chciało pisać... :) faacet...:):)
Jak było naprawdę nie wiadomo, ale większość takich teorii chyba opiera się właśnie  na starożytnych obliczeniach. Ja osobiście twierdze, że starożytne cywilizacje były niezwykle rozwinięte, kto wie czy w jakiś sposób nie przewyższały naszej... i czy się czasem nie mylą... 
Coś w tym jest bo  jak dotąd nie potrafimy wytłumaczyć jednoznacznie chociażby tego, jak zbudowane zostały piramidy. Nie ma konkretnej i satysfakcjonującej odpowiedzi. 
Nowych odkryć się nie odnotowuje...wszyscy milczą, wszystko gdzieś utknęło, a zapewne jest wiele do odkrycia. To wszystko jest niezwykle fascynujące nie uważacie??:D jak ja uwielbiam takie tematy.
   Jeśli chodzi o poprzedni post i o moje pozytywne nastawienie to pochwale się, że zaraziłam tym moim myśleniem kolejną znajomą, która wyszła ode mnie w dużo lepszym nastroju, a niedługo potem napisała, że dziękuje mi, że jestem.... to takie miłe, szczególnie po tym, wszystkim co przeszłam. Czuje, że wszystko wraca do normy, a ja weszłam w jakiś nowy etap życia, bardziej świadoma i potrafiąca cieszyć się drobnymi rzeczami... bardziej szczęśliwa:). 
To niesamowite!!!!! prawie jak piramida Cheopsa:):):)

Niedawno na RMF Classic usłyszałam "Taniec Eleny" Michała Lorenca.... i się na serio zakochałam. Jeśli muzyką można byłoby opisać człowieka, to ta doskonale opisałaby mnie... coś pięknego.... Pozdrawiam Was gorąco i życzę dobrej nocy :*

 

Ta też jest piękna, pewnie większość z Was będzie ją kojarzyć :) 





14 listopada 2011

Moc myśli cz. I

        Kolejny dzień walki z przeziębieniem... czuje jednak, że wygrywam, ja i moja Złotowłosa Mądralina:) Ale nic to, jest dobrze :):)
      Zmieniając temat, ostatnio wpadło mi w ręce kilka książek  typu, Secret, Boska Matryca, obecnie jestem na etapie System Klucza Uniwersalnego Charlesa Haanela. ( nawet udało mi się znaleźć wersje przetłumaczoną na j. polskim)
Myślę, że każdy, kto od lat wyznaje i praktykuje zasadę, że szklanka jest do połowy pusta a nie pełna, powinien taką książkę przeczytać. Ja właśnie przez lata byłam taką osobą, raczej pesymistyczną, i z tą swoją pustą szklanką, przekonana o niesprawiedliwości życia stałam na uboczu i czułam, że jestem bezradna. Nigdy nie wierzyłam w siebie, polegałam tylko na innych, chciałam przypodobać się  innym. Zupełnie zapominałam w tym wszystkim o sobie...a ile razy sobie   biedy przez to napytałam,  to ja już w tej chwili nie zliczę. Nawet całkiem niedawno takie praktyki stosowałam, co się dość przykro dla mnie skończyło:) 
Na szczęście po wielu tygodniach "maglowania swojego wnętrza" tłumaczenia sobie, zrozumiałam, że tak nie musi być, że nie muszę podporządkowywać się innym i spełniać ich oczekiwań byle tylko byli zadowoleni.... Prawda jest taka, że poświęcałam siebie i swój czas  dla ludzi którzy skrzętnie potrafili to wykorzystać. ... ale po co do diabła ?? Co mi to dało?? Teraz już wiem, że dało, ale dużo mniej niż mi się kiedyś wydawało. 
W tej goryczy i żalu nagle mnie olśniło... to tak jakbym na nowo spojrzała na świat. Nie twierdze też, że to olśnienie sprawiło, że przestawiłam się od razu na inny tor  myślenia, funkcjonowania, rozumowania...to by było za proste. Bo gdyby każdy mógł od tak zmienić swoje wieloletnie nawyki, postępowania i zasady...??? za piękne :). 
Jedno jest pewne, dziś już wiem, że jestem osobą wartościową , która popełnia błędy, ale dzieki nim sie uczy. Wiem, że nie każdy musi mnie lubić, i że nie wszystkim da się pomóc na siłe. Zatraciłam się w tym wszystkim ale teraz "te drzwi" drzwi przeszłości są zamknięte. Szukam siebie, i choć to wszystko idzie małymi kroczkami, to wiem, że  ruszyłam z miejsca.
Wracając do tematu :) cudowne olśnienie nastąpiło, ale teraz trwa owo powolne przystosowywanie się do nowych warunków.... bo jakże trudno przestać narzekać, skoro robiło się to dzień w dzień przez ileś lat?? Dobrym przykładem są moje pamiętniki znalezione na strychu. Po przeczytaniu ich  doznałam szoku!!!! Przez te parę lat pisałam tylko o tym, jakie  życie jest niesprawiedliwe, jakie nudne i że niczego nie osiągnęłam. Ani jednego wpisu, który sugerowałby, że jestem naprawdę szczęśliwa. Nic!
To było zaraz po tym jak przeczytałam książkę Boska Matryca, Grega Bradena. To dzięki tej książce zrozumiałam, że naprawdę to co mamy wewnątrz odzwierciedlane jest na zewnątrz. A moje życie jak dotąd pisałam nudne, niesprawiedliwe itd. takie własnie było i jest. Dlaczego?? Bo tak ciągle tak  myślałam, a w dodatku otaczałam się osobami, które też w ten sposób myślały o swoim życiu.
Wtedy wiedziałam, że tak dłużej nie można, że nie chce tak. Przyznam, że, to naprawdę nie łatwa sprawa ale robię postępy :) i wiem, że potrafię czuć się szczęśliwa i zadowolona z życia z siebie. 
Żeby zacząć myśleć, o szklance, która jest do połowy pełna, potrzeba dużo pracy nad sobą. Ja myślę, że już zaczęłam. Mam wzloty i upadki ale i tak dużo osiągnęłam i jestem z siebie dumna. 
Teraz dużo rozmyślam o pozytywnych stronach życia, zastanawiam się, marze - i to jest najlepsze:):) zamykam oczy wizualizuje.... i już nieraz dzięki temu potrafię czuć się naprawdę dobrze. 
Staram się nie  narzekać, nawet jak zaczynam myśleć, żeby ponarzekać w rozmowie z kimś to nie przechodzi mi to przez gardło:) Nie użalam się, nie rozpamiętuje, nie wracam już tak często do smutnej przeszłości. Zaczynam wierzyć, że to myśli tworzą naszą rzeczywistość. 
Naprawdę gorąco polecam tą książkę. Może i Was olśni:):) a może nie,ale nie zaszkodzi przeczytać.
Zastanawiające jest to, ile człowiek musi dochodzić do takich wniosków i jak długo musi się uczyć... Mówi się, że człowiek uczy się do końca życia...
Kilka osób pokazało mi jak wygląda świat od tej dobrej i złej strony i jestem im wdzięczna. Oni wszyscy, i  te wszystkie sytuacje otworzyły mi oczy na wiele spraw. 
Pamiętajcie wiec o sobie, bo żeby dobrze się czuć w życiu, w świecie,  najpierw  trzeba się czuć dobrze z samym sobą.  

Na koniec coś kojącego :) 
Życzę dobrej nocy i pozytywnych myśli :)




Ps. Pewnie jeszcze wrócę do przemyśleń o sile myśli :) 


13 listopada 2011

Oczy zwierciadłem duszy...

    No i mnie rozkłada  jakieś paskudne przeziębienie!!!!! ale spokojnie nie poddam się bez walki!!!!! :) Odpowiednia dawka leków .... ( no dobra trochę przesadzona ) zaaplikowana więc myślę że się uda :) Kocham jesień, ale to wtedy ja i Wiki najbardziej chorujemy. Pewnie jak większość. No cóż chyba jutro trzeba będzie iść do lekarza.
    Ostatnio znalazłam kolejne stare zdjęcie tym razem moje, ze szkoły podstawowej. Musiałam je troszkę naprawić, co naprawdę nieźle wyszło. 
I teraz spójrzcie na moje oczy :) tak! są dwukolorowe i to nie photo shop:).  Zastanawiam się czy  może znacie kogoś , kto ma różnokolorowe oczy??? Ja znam jedną... ba !!nawet widuje ją codziennie ...w lustrze :) 
Tak więc skoro mówi się, że oczy  są zwierciadłem duszy ???...to chyba moje jest z lekka pokręconym zwierciadłem ..:). 
A co najlepsze to  choćbym bardzo chciała, nie zliczyłabym nigdy  tych wszystkich osób wpatrujących mi się głęboko w oczy....:D m.in w  podstawówce pytano mnie często.... na jaki kolor widzę haha :):):)